IV: ODŻYLI W DRUGIEJ POŁOWIE

Sobotni rywale potrzebowali punktów jak tlenu, choć nie było widać tego w pierwszej połówce, która była po prostu słaba. Bramka Stankiewicza z główki była sygnałem do zamurowania się na własnej połowie, a przechwyt i rajd Marka przypieczętowały zwycięstwo myszkowian.

Zaległe spotkanie miało dodatkowy smaczek, ponieważ porażka MKS-u z Siewierzem dwa sezony temu była przysłowiowym gwoździem do spadku tych pierwszych. Nie patrząc jednak na historię oba kluby interesowało w tym meczu tylko zwycięstwo. W końcu dla gospodarzy był to ostatni mecz tej rundy, przy bardzo spłaszczonym dole tabeli. Dla podopiecznych trenera Nowaka kolejna okazja do odrobienia największych zaległości meczowych w lidze i odgryzieniu się za pechową porażkę z Szombrami. Trener niebiesko-białych postanowił tym razem postawić na czwórkę obrońców z tyłu, co było odpowiedzią na wpis ze strony dotyczący szukania nowych rozwiązań w defensywie, która miała na swoim koncie dziewięć straconych bramek. Pierwsza część na pewno rozczarowała, sporo na boisku było szarpanej gry, a wyeksploatowana przez trudy rundy i pogodę murawa również nie pozwalała na dokładne rozgrywanie piłki. Delikatną przewagę na boisku mieli gospodarze, ale brakowało dokładności. Zwłaszcza aktywny był Burczyk, który najpierw świetnie szukał Bednarza, którego uprzedził Zemanek, po czym ten drugi odwdzięczył się dośrodkowaniem, ale te zakończone wolejem przeleciało nad poprzeczką. Chwilę później ponownie Burczyk zagrał prostopadłą piłkę, ale Porochnickiemu brakło centymetrów, a ni to strzał ni dośrodkowaniem Pałygi, gdyby było dokładniejsze mogło zaskoczyć bramkarza. W doliczonym czasie obudzili się goście, ale po wrzutce Mazurka, lob Marchewki przeleciał nad bramkarzem i poprzeczką. Następnie piłkę z głowy rywalowi zdjął w ostatnim momencie Dębski, by na końcu zatrzymana kontra i rajd Kowalskiego nie dały zmiany wyniku.

W przerwie musiały paść mocne słowa w szatni, ponieważ niektórzy zawodnicy z Myszkowa, którzy zasłużyliby na ocenę 1 po 45 minutach, pokazali inne oblicze. Kluczowa okazała się 62 minuta, kiedy za rogiem pola karnego sfaulowany został Kowalczyk. Do piłki podszedł Krupa i dostrzegł w polu karnym przy krótkim słupku jednego z najwyższych na boisku Stankiewicza. Ten uderzył z lekkim lobem głową, a piłka wpadła tuz obok słupka. Sześć minut później Braksator zagrał crossa z prawej do Marchewki, który uderzył wewnętrzną częścią stopy, ale nad poprzeczką. Wraz z kolejnymi minutami MKS zaczął się coraz bardziej cofać, a Przemsza szukała swojej szansy. Jak to jednak bywa raz ryzyko się opłaca, a raz się nam odgrywa. I tak na trzy minuty przed końcem regulaminowego czasu gry, po wybiciu piłki po rogu przez Zemanka, sprytniejszy od pomocnika okazał się Marek, który wygrał z nim pojedynek minął wysoko ustawionego Boreckiego i pobiegł w kierunku bramki, by skierować piłkę do siatki i utonąć w radości kolegów. Wiadomo już było że jest po meczu.

Goście mają jeszcze szanse na podreparowanie dorobku punktowego i środek tabeli, natomiast gospodarze będą już tylko obserwować bezpośrednich sąsiadów z tabeli, od których formy zależy jej końcowy układ.

PRZEMSZA SIEWIERZ - MKS MYSZKÓW  0:2 (0:0)