MACIEJ MIZIA: "BYĆ KAPIANEM RUCHU TO BYŁ ZASZCZYT"

MACIEJ MIZIA: "BYĆ KAPIANEM RUCHU TO BYŁ ZASZCZYT"

INNE

WYWIAD - MACIEJ MIZIA - "Bycie kapitanem Ruchu to był zaszczyt..."

Ponad tydzień temu obchodziliśmy 100 lecie Ruchu Chorzów. Z tej okazji zrobiliśmy wywiad z Prezesem Sewerynem Siemianowskim. Teraz postanowiliśmy z tej okazji przepytać byłego gracza i kilku letniego kapitana Ruchu Macieja Mizię. Oto co nam powiedział. Zapraszamy do lektury!

RS: Panie Maćku, podstawowe pytanie. Jak się Pan czuje, czy ze zdrowiem wszystko ok?

MM: Dziękuje, wraz z małżonką Ewą czujemy się dobrze. Najbardziej brakuje nam spotkań z Bartkiem, synową Magdą, córką Dagmarą i Marcinem oraz z naszymi ukochanymi wnuczkami - Mikołajem i Karolkiem. Po kilku tygodniach spotkaliśmy się pierwszy raz na świeżym powietrzu - wnuczek Mikuś (w maju skończy 4 lata) ustalił bezpieczną odległość, aby nie kusić losu: "Babciu - 5 metrów, nie podchodź bliżej". Zawsze spędzamy święta w Bielsku-Białej z moją kochaną mamą, braćmi, szwagrami i szwagierkami oraz przyjaciółmi - oczywiście w tym roku zostaliśmy w domu.

RS: Zacznę od razu mocnym pytaniem. Jak to było być kapitanem klubu, który ma 100 lat i w którym grało – w Pana czasie – tylu dobrych i charakternych zawodników?

MM: Być kapitanem Ruchu Chorzów to był wielki zaszczyt tym bardziej, że urodziłem się w Bielsku, a mieszkałem w Sosnowcu. Jest z tym związana pewna anegdota: spikerem na meczach był Boguś Kalus. Mecz niestety nam nie wyszedł, a w zespole grało wielu zawodników nie związanych ze Śląskiem - między innymi Łukasz Surma, B. Jamróz, R. Kwieciński, Djika. Po meczu Boguś Kalus opowiada mi, że jeden z kibiców krzyczał na meczu "Dość, że sami gorole grają, to jeszcze kapitan z Sosnowca". Potwierdził to również mój syn Bartek, który był na meczu z moimi braćmi Jackiem i Tośkiem. Pamiętam, że kapitanem Ruchu zostałem wybrany na zgrupowaniu w Słowacji przez jednego z naszych najlepszych trenerów Oresta Leńczyka, a opaskę przekazał mi wspaniały piłkarz Mirek Jaworski wraz z radą drużyny Mirkiem Bąkiem i Ryśkiem Kołodziejczykiem. Kapitanem byłem 4 sezony. Po zmianie trenera, którym został Edward Lorens, zakomunikował on, że będę kapitanem razem z Markiem Wleciałowskim, swoją drogą, niektórym to się nie spodobało.

RS: Jak góral z Bielska Białej trafił na Śląsk i Zagłębie? Wiadomo, że najpierw trafił Pan do Sosnowca, a potem do Ruchu – przypomnijmy, że to był najwyższy transfer w tym czasie.

MM: Pamiętam to dobrze, ciekawa historia, grając w BKS Stal Bielsko-Biała miałem parę powołań do wojska, między innymi Śląsk Wrocław, Legia,nie chciałem iść do wojska i miałem odrobić wojsko w straży pożarnej, tak mi obiecał Prezes Stefan Bednaruk, jednak nie dotrzymał słowa i w domu pojawiła się żandarmeria, wręczyła mojej mamie bilet do Grudziądza mówiąc "Nie chciał do klubu to normalnie odsłuży wojsko". Po tym pojechaliśmy z kierownikiem do Cieszyna żeby wycofali bilet, tak obiecywali, jednak na miejscu czekała już żandarmeria, kierownik zablokował drzwi, a ja uciekłem. Potem potoczyło się szybko spotkałem się z moim kolegą Jankiem Gałuszką i pojechałem na trening Zagłębia Sosnowiec, na zaproszenie trenerów Józefa Gałeczki i Leszka Baczyńskiego. Tej trójce zawdzięczam moją dalszą przygodę z piłką. Zostałem zatrudniony w kopalni, a bilet został wycofany. Wkomponowałem się szybko, strzelałem bramki, wywalczyliśmy awans do 1 Ligi. Grałem z takimi piłkarzami jak Jan Gałuszka, Marek Bęben, Karol Kordysz, Wojtek Sączek, Rysiek Czerwiec oraz z moim przyjacielem do dziś Zdzisławem Kowalskim, z którym mieszkamy na tym samym osiedlu. Następnie sezon w 1 Lidze i najdroższy transfer w sezonie 1990 do Ruchu Chorzów, pomimo, że wcześniej byłem razem z J. Gałuszką w Lechu Poznań, grałem w sparingach w ataku razem z A. Juskowiakiem i strzeliłem nawet więcej bramek, jednak dostałem wiadomość, że mam wracać bo zostałem sprzedany do Ruchu. Jak wiadomo zawodnik w tych czasach nie miał nic do powiedzenia, wróciłem rano, odebrał mnie z pociągu w Katowicach, wtedy jeszcze działacz E. Lorens i pojechałem na Ruch. Podpisałem kontrakt, taka to była historia przybycia na Zagłębie Dąbrowskie i Śląsk. W Ruchu miałem przyjemność grać z takimi zawodnikami, a teraz trenerami jak selekcjoner Waldek Fornalik, czy trenerzy D. Gęsior, D. Fornalak, M. Szewczyk, M. Wleciałowski, M. Probierz, M. Jaworski, J. Bednarz, R. Gilewicz.

RS: Po tym można powiedzieć pierwszym epizodzie w Ruchu „wybył Pan w Polskę” (Korona Kielce, Szombierki Bytom, Zawisza Bydgoszcz), by wylądować znów w Chorzowie. Drugi epizod to prawie 5 sezonów w Ruchu i tym razem „wybywa Pan w świat (pobyt w USA), żeby znów powrócić do Ruchu i zagrać w nim ostatni raz. Jak w powiedzeniu, że „ciągnie wilka do lasu”, tak Pana ciągnęło za każdym razem do Ruchu…

MM: Niestety poważna kontuzja kręgosłupa, którą doznałem w meczu z ŁKS Łódź. Pamiętam tego pecha bo dość, że kontuzja, to jeszcze nie strzeliłem karnego Wożniakowi. Po powrocie do Bielska jednak przytrafiło mi się szczęście bo urodziła mi się córka Dagmara 5 Kwietnia 1992 r. Dodam jeszcze, że mój syn Bartek urodził się 20 Kwietnia 1988, a 20 Kwietnia co roku obchodzimy urodziny Ruchu Chorzów. Potem trener E. Lorens zrezygnował ze mnie i zostałem wypożyczony do Korony Kielce, potem były Szombierki Bytom, następnie Kremser FC Austria, gdzie wcześniej grał Mario Kempes, jednak po jednej rudzie klub się wycofał z rozgrywek więc wróciłem do Polski i podpisałem kontrakt z 1 Ligową Zawiszą Bydgoszcz. Spędziłem tam trochę czasu, przez pół sezonu byłem kapitanem, potem byłem grającym trenerem w Intrat Wałcz. Walczyliśmy o awans z D. Grodzisk, zajęliśmy 2 miejsce i zdobyliśmy Puchar Wielkopolski. Z Grodziskiem, nie mieliśmy szans, wiadomo duże pieniądze stały za nimi. Następne wróciłem do Chorzowa, chciałem być na miejscu z powodu poważnej choroby mojego syna (choroba Perthesa), miał dwie nogi w gipsie. Dzięki świętej pamięci trenerowi Jerzemu Wyrobkowi, Prezesowi Rogali i zawodnikom M. Bąkowi, M. Jaworskiemu i R. Kołodziejczykowi wróciłem do Ruchu, grałem bez kontraktu, za małą pensje i premie za wygrany mecz. To był najlepszy czas pobytu w Chorzowie, jak wcześniej mówiłem potem byłem kapitanem za trenera O. Leczyka i E. Lorensa. W tym czasie grałem z takimi zawodnikami jak między innymi P. Włodarczyk, P. Lech, K. Bizacki, M. Śrutwa, J. Nawrocki, Ł. Surma, M. Baszczyński, B. Jamróz, R.Kwieciński, obecny Prezes S. Siemianowski. Dalej byłem w dobrej formie jednak ówczesny trener B. Pietrzak uznał, że nie jestem mu potrzebny. Ja uważałem, że Prezes dokonał złego wyboru, jak później się okazało prawie doprowadził do spadku Ruchu (zresztą gdzie pracował to wyników nie miał - ostatnio doprowadził do spadku Garbarnie Kraków). W. Fornalik przejął i uratował zespół. Następnie byłem zmuszony do zmiany klubu, wybrałem USA, za pierwszym razem grałem w Pensylwani w klubie Reading Rage sponsorowanym przez J. Majewskiego, Giorgo Foods. Zagrałem też gościnie na zaproszenie G. Bajka w memoriale Kazimierza Deyny w drużynie New Jersey Falcons. Warto wspomnieć, że w tym memoriale grali też w drużynie Wisła Gerfield M. Mosór i T. Szuflita. Wygraliśmy ten memoriał, a ja zostałem wybrany najlepszym piłkarzem. Następnym klubem, w którym grałem był AAC Eagels Chicago. Tuż przed powrotem do domu, do Polski, dostałem jeszcze zaproszenie od dyrektora Chicago Fire na treningi i rozmowy. Po powrocie do Polski, za zgodą Prezesa i trenera, trenowałem z Ruchem żeby podtrzymać formę. Wtedy powstał pomysł żebym zagrał z powrotem razem z M. Śrutwą, aby ratować Ruch jednak to nie wyszło z różnych względów.

RS: Podczas tego drugiego pobytu większość kibiców pamięta porażkę w finale pucharu Intertoto z włoską Bolonią w sezonie 97/98. Mogło być wtedy różnie. Do finału ta droga była bardzo fajna. Czego zabrakło w tym dwumeczu?

MM:Powiem tak, w pierwszym meczu straciliśmy bramkę z rzutu wolnego, piłka odbiła się nie fortunnie od muru i P. Lech nie miał szans, graliśmy nieźle ale brakowało nam sytuacji pod bramką. W rewanżu mieliśmy szanse, zabrakło szczęścia i doświadczenia, grający pierwszy raz na obronie D. Bartos sprowokował rzut karny i Koływanow go wykorzystał, jak się nie strzela bramek to się przegrywa.

RS: Kogo się Pan najbardziej obawiał z Bolonii. Kogo było najciężej upilnować Igora Kołyvanova, Giuseppe Signiorego, a może Davida Fontolana?

MM: W tym czasie grali tam naprawdę dobrzy zawodnicy. Jak pisali, jeden zawodnik był droższy od wszystkich naszych z Ruchu, ale ja na pewno się ich nie bałem, zresztą większość pojedynków toczyłem z reprezentantem Szwecji - dwumetrowym Ingessonem. Mogę się pochwalić, że nawet udało mi się go ośmieszyć, zakładający mu "siatkę" w żargonie piłkarskim.

RS: Może Pan przypomnieć kibicom tą historię z samolotem i tankowaniem benzyny, albo jak będąc chorym przed meczem lekarz postawił Pana na nogi?

MM: Oczywiście. Lecieliśmy do Bolonii ukraińskim samolotem. Tylko my i działacze. Wsiadając do samolotu z K. Bizackim zauważyłem, że opony są "łyse" i druty wystają. No ale trudno, lecimy. Międzylądowanie we Francji aby zatankować. Trwało to dość długo, jak się później okazało karty płatnicze były nieważne i działacze oraz zawodnicy musieli się złożyć na paliwo.... Po przylocie do hotelu okazało się, że mam 39 stopni gorączki. Dzięki doktorowi Koćwinowi udało się zbić temperaturę. Oczywiście tylko polopiryną oraz poceniem się. Na drugi dzień temperatura spadła do 36,6, byłem bardzo osłabiony, ale trener postawił mnie na nogi i zagrałem.

RS: Co Pan najbardziej zapamięta z Ruchu. Jakiś mecz, osobę, albo jakąś sytuację?

MM: Tych spotkań było tak wiele, tyle wspaniałych osób, trenerów, piłkarzy, działaczy z którymi miałem przyjemność przebywać i grać, o których wcześniej nie udało się wspomnieć. Jeżeli mówimy o meczach to na pewno spotkanie z Polonią w Warszawie, gdzie zdobyłem dwie bramki i wygraliśmy 2-0. Przyjemność była tym większa, że w tym czasie byłem na kursie trenerów w Warszawie. Razem z trenerem Polonii, Darkiem Wdowczykiem, więc w poniedziałek na zajęciach było wesoło. Drugi taki mecz to na pewno ten z Interem Mediolan na San Siro, kryłem wtedy Recobę, najdroższego piłkarza świata. Pamiętam również pojedynki z Di Biagio, Seedorfem, Robbie Keanem, późniejszym trenerem reprezentacji Francji Laurentem Blanc. To były miłe chwile. Mieliśmy też osoby, które w ciężkich momentach potrafiły nas rozbawić. Jedną z takich osób był nasz kierownik L. Osada, który dobrze naśladował Czesława Niemena, na drugim miejscu T. Szuflita i obecny Prezes S. Siemianowski, śpiewali trochę fałszując i opowiadali kawały, wtedy atmosfera się rozluźniała, tych wspaniałych chwil oczywiście było więcej.

RS: Panie Maćku, czy gdyby dziś ktoś z Chorzowa zaproponowałby Panu jakieś stanowisko w klubie, przyjąłby Pan?

MM: Panie redaktorze, wcześniej byłem prawą ręką Świętej Pamięci Prezesa H. Śliwińskiego, w ciężkich czasach pomagałem za darmo, a nawet wpłaciłem swoje może nieduże pieniądze i zostałem udziałowcem żeby pomóc Ruchowi. Potem przez 3 lata, za dług który miał u mnie Ruch, pracowałem jako skaut, wtedy Dyrektor M. Mosór zaproponował mi taką ugodę, dodając, że po spłacie będę dalej skautem przez co najmniej 2 lata, co potwierdził właściciel Pan Klimek, ale po 3 latach podziękował mi pan M. Mosór, bo nie ma pieniędzy, ale dla niego i innych były i to dużo większe i Ruch jest teraz gdzie jest. Zawsze jestem gotowy pomóc klubowi, spotkałem się dwa razy z obecnym Prezesem S. Siemianowskim i zaproponowałem pomoc. Niestety do tej pory nie ma odzewu. Ja czekam i jestem gotowy aby pomóc.

RS: Czy chciałby Pan coś przekazać za naszym pośrednictwem Niebieskiej Ekipie z Cichej 6?

MM: Przede wszystkim chciałbym życzyć zdrowia wszystkim kibicom, piłkarzom, pracownikom. Zawsze kiedy jestem na meczu, czy corocznej wigilii jestem miło witany przez kibiców, za co serdecznie im dziękuje. Życzę wszystkim kibicom i sobie żebyśmy się jak najszybciej spotkali na derbach w ekstraklasie np. z Zagłębiem, czy Górnikiem. Pozdrawiam też wiernego kibica Ruchu, a mojego swata Zbigniewa ze Świętochłowic. Dodam, że jak przyjeżdża do wnuczków, do Sosnowca, to obowiązkowo musi się zgłosić do mnie z paszportem, żeby dostać pozwolenie (śmiech). Pozdrawiam Niebieską Ekipę z Cichej 6!

RS: Dziękuję za rozmowę i życzę zdrowia!

MM:Dziękuje i również życzę zdrowia dla Pana Redaktora. Bardzo dziękuje za wywiad i pozdrawiam.

źródło: własne, Rafał Sacha

foto: internet

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

TANIEJ U NASZYCH PARTNERÓW !!!

ODWIEDŹ NASZE PUNKTY I NA HASŁO "LOKALNA PIŁKA" OTRZYMASZ RABAT NA RÓŻNE USŁUGI i ZAKUPY:

  • MOTOGUM (usługi min. wulkanizacyjne, wymiana tarcz, klocków, filtrów) - DG Łosień
  • SABUDA (myjnia samochodowa, klimatyzacja, wymiana szyb i inne) - Sławków
  • ZAMÓW TANIO PIŁKI SELECT - 530 000 566
  • CUTLINE (odzież sportowa, odzież casualowana, sublimacja) - 792 799 000
  • CENTRUM PSYCHOTERAPI - PSYCHOLOG SPORTU (praca z drużynami, rodzicami zawodników)
  • CHEERS - 15% zniżki na SUPLEMENTY (kliknij pod linkhttp://m.pogonimielin.futbolowo.pl/news/3167568)

RABAT UZGADNIANY NA MIEJSCU lub TELEFONICZNIE Z WŁAŚCICIELEM !!!

=======================================================================================

do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości